Miodobory, Zbrucz, Dniestr – ambitny rajd rowerowy MKT

Tekst: P. Paprzycki

Po zakończeniu tematu rajdu wiślanego usiłowałem przekonać klubowiczów do tematu Bezludna Polska, czyli rajdu po najmniej zaludnionych powiatach Polski. Spotkałem się z ewidentnym brakiem entuzjazmu więc postanowiłem zostawić ten pomysł, aby się jeszcze odleżał. Chwyciła natomiast inna propozycja - Miodobory, łańcuch łagodnych wzniesień z ostańcowymi skałkami wapiennymi ciągnący się przez Podole do Zbrucza i Dniestru. Temat ten wiązał się z odwiedzeniem kilku miejsc widzianych już kiedyś, jak Zbaraż, Kamieniec czy Chocim - ale dla nowych rajdowiczów była to dodatkowa przynęta. Oprócz rodziny Krawczyków w komplecie i Roberta Kieszki oraz Alicji Rokickiej, towarzyszyła nam tym razem po raz pierwszy moja córka Karolina, wykorzystując długie wakacje przed studiami. Niestety nie mógł nam towarzyszyć nasz przyjaciel i towarzysz wielu rajdów Andrzej Szyszko, który był już ciężko chory - dzielnie go zastępował syn Paweł. Przynęta została też uchwycona przez dwie nowicjuszki rajdowe: Agnieszkę Mądro - lekarza z lubelskiej gastrologii oraz Magdę Igras - stażystkę z Kliniki Chorób Płuc.
Rajd okazał się nieco cięższy niż sądziłem, ale powinienem brać pod uwagę zwykle gorszy niż się wydaje stan ukraińskich dróg, czy też raczej bezdroży. Poprowadził nas tak jak w czasie rajdu granicznego nieoceniony przewodnik Grzegorza Rąkowskiego "Podole", ale nawigacja na mapy topograficzne i koniec języka była nieodzowna. Mimo trudności wszyscy uczestnicy, także nowi, sprawili się bez zarzutu a wrażenia jak zwykle przekraczały wspomnienia z typowego jechania po szosach i ścieżkach rowerowych.

Na zielonej Ukrainie – skrót filmu z rajdu