Koronka z Adasiem – Mogielica

Tekst: Kamila Wojas-Krawczyk

Mogielica jest najwyższym i najładniejszym szczytem Beskidu Wyspowego. Miejscowi górale zwą ją Kopą ze względu na regularny kształt wierzchołka. Jednak jej nazwa wiąże się prawdopodobnie z historią, według której ze stromego szczytu zrzucano niegdyś ciała samobójców. Na szczycie Mogielicy stała drewniana wieża triangulacyjna, wznosząca się wysoko ponad koronami drzew. Pod nią oddział PTTK z Limanowej umieścił specjalną metalową skrzynkę z pamiątkowymi zeszytami, do których mogli wpisywać się zdobywcy szczytu. Niestety wieża zbutwiała i w 1980 r. zawaliła się. W sierpniu 2008 roku oddano do użytku nową, 20-metrowej wysokości wieżę widokową. Rozpościerają się stąd rozległe panoramy na Beskid Wyspowy, Sądecki i Żywiecki, a także na Gorce, Pieniny i Tatry. Równie wspaniałe widoki roztaczają się z Polany Stumorgowej, Wyśnikówki i Cyrli. Nazwa hali Stumorgi pochodzi od dawnej jednostki powierzchni (mórg to około 0,5 ha). Dawniej stały na hali szałasy i wypasano tu ogromne stada owiec. W czasie II wojny światowej Hala Stumorgowa wykorzystywana była jako miejsce zrzutów z samolotów alianckich dla działającej w okolicach partyzantki. Polany podszczytowe są „wizytówką” Mogielicy i pozwala ją rozpoznać ze znacznych odległości, np. z wierzchołka Turbacza. Kilkadziesiąt metrów od szczytu Mogielicy znajduje się metalowy krzyż poświęcony Karolowi Wojtyle, który, często tędy wędrował.
Nasze zdobywanie Mogielicy z Adasiem jest przykładem konieczności stosowania rozpoznania terenu rodem z wypraw w wysokie góry. Rozległość masywu Mogielicy sprawia, że na pokonanie wszystkich szlaków prowadzących z dolin należy poświęcić ponad dwie godziny. Wejście na Turbacz zajęło nam wprawdzie trzy godziny, ale później nocowaliśmy w schronisku w pobliżu szczytu. W okolicy szczytu Mogielicy nie ma niestety żadnego schroniska, dlatego też musieliśmy wrócić w doliny w ciągu jednego dnia. Po gruntownym przestudiowaniu mapy stwierdziliśmy, że najkrótszy szlak na Mogielicę prowadzi z Półrzeczek i Krzystonowa. Na przełęcz oddzielającą Mały Krzystonów od Mogielicy można wjechać samochodem po kiepskiej szutrowej drodze. Miejscowi górale zapewniali nas, że nawet naszym samochodem damy radę tam wjechać. Niestety, droga jest zamknięta dla wszystkich poza pracownikami służby leśnej. Wycofaliśmy się.
Po przeciwnej stronie góry odnaleźliśmy szlak zielony, rozpoczynający się w przysiółku Zalesie, który mógłby wyprowadzić nas niecałe 2 godziny drogi od szczytu. 21 lipca późnym wieczorem dojechaliśmy z Limanowej przez Starą Wieś do ostatnich zabudowań na grzbiecie Mogielicy. Leśna droga kończyła się kilkaset metrów dalej, nieopodal przydrożnego krzyża, na wysokości ponad 800 m n.p.m. Droga wejścia na szczyt została odszukana. Pozostawał tylko problem znalezienia w pobliżu kwatery. Tylko jeden dom w Zalesiu oferuje kwatery agroturystyczne. Z pozoru nie przedstawia się on najlepiej – napis „pokoje do wynajęcia” wymalowany na nieco zardzewiałej blaszce kierował nas do dwupiętrowego „klocka”. Jednak w środku przywitały nas przestronne i czyste pokoje z łazienkami, a widok z naszego balkonu był niezapomniany. Poza pasmem Gorców i Beskidu Sądeckiego wyłaniał się fragment Tatr Wysokich. Gospodarzami kwater była para miłych, starszych ludzi. Adaś mógł również do woli jeść maliny rosnące w przydomowym ogródku. Niestety, następnego dnia pogoda nie pozwoliła nam na zdobycie szczytu.
Powróciliśmy pod Mogielicę w październiku. Po noclegu u znajomych gospodarzy, przy pięknej pogodzie, bez trudu wspięliśmy się na szczyt Mogielicy i podziwialiśmy widoki z papieskiej polany pod szczytem. Jak zwykle ostatnie metry przed wierzchołkiem Adaś pokonał o własnych siłach. Weszliśmy też na drugą kondygnację wieży widokowej, choć musieliśmy wycofać się z niej z powodu silnego wiatru. Urozmaiceniem, a jednocześnie niewielkim utrudnieniem w trakcie naszej wędrówki był samochód-zabawka. Od pewnego czasu Adaś nie rozstaje się ze swoją „betoniarką”, ciągnąc samochód na sznurku. Niestety górskie szlaki nie nadają się do tego rodzaju zabawy. Samochodzik przewracał się ciągle na kamieniach i w końcu został przypięty do nosidełek, które w takich sytuacjach wyglądają jak bożonarodzeniowa choinka przystrojona zabawkami. Adaś jednak cały czas szukał drogi dla „betoniarki”. Dopiero budując domek dla misia ze stosu drobnych kamieni, zapomniał na chwilę o swojej ulubionej zabawce