Koronka z Adasiem – Tarnica

Tekst; Kamila Wojas-Krawczyk

Z nadejściem lata 2008 roku postanowiliśmy wyruszyć na włóczęgę wzdłuż południowej granicy Polski. Z dnia na dzień przemieszczaliśmy się samochodem ze wschodu na zachód, przekraczając nawet nielegalnie słowacką granicę na Przełęczy Beskid koło Ożennej. Odwiedziliśmy też Bieszczadzki i Magurski Park Narodowy, przejechaliśmy wielką pętlę bieszczadzką i Dolinę Popradu, zwiedziliśmy łemkowskie cerkwie w okolicach Krępnej i stadninę hucułów w Gładyszowie. Na naszej trasie znalazły się trzy szczyty Korony: Tarnica, Lackowa i Radziejowa. Korzystaliśmy głównie z kwater agroturystycznych, ale nie unikaliśmy też biwaków pod namiotem. Ten sposób nocowania odpowiada szczególnie Pawłowi, ja zawsze martwię się, czy przypadkiem Adaś nie zmarznie w nocy. Nowoczesny sprzęt biwakowy gwarantuje jednak wystarczający komfort i ciepło. Zdarzało się już nieraz, że nocą odkrywaliśmy Adasia, aby nie przegrzał się śpiąc pod puchowym śpiworem. Jedyny problem polega na tym, że małe dzieci traktują namiot jako dobre miejsce zabawy, ale nie jako miejsce do spania. Dlatego też czasami musieliśmy mocno się napracować, aby przekonać Adasia do zaśnięcia w namiocie. Dochodzi jeszcze jeden problem – oświetlenie w namiocie. Wystarczy w tym celu latarka z diodami zamiast żarówki, która świeci nawet przez kilka nocy bez konieczności wymiany baterii. Za to poranki po takiej nocy są wyjątkowo szczęśliwe dla Maluchów, które od momentu przebudzenia mogą brykać po namiocie i po trawce.
Najwyższy szczyt polskich Bieszczadów – Tarnica – wznosi się na krańcu pasma połonin, w grupie tzw. gniazda Tarnicy i Halicza. Wąski, ostry, nieco wydłużony grzbiet góry, z dwoma wyraźnymi wierzchołkami (1346 i 1339 m n.p.m.), wyścielają złomiska skał i zdobią bruzdy naturalnych zagłębień, a także resztki wojennych okopów. W tutejszych gołoborzach, nazywanych przez bojków grechotem, jeszcze do niedawna gniazdowały ostatnie w tej części Polski orły przednie. Na głównej kulminacji znajduje się punkt geodezyjny i żelazny krzyż ustawiony w 1987 r., upamiętniający – wraz z wmurowaną tablicą – pobyt ks. Karola Wojtyły 5 lipca 1954. Ze szczytu, oprócz wspaniałej panoramy najbliższych grzbietów polskiej części Bieszczadów, w pogodne dni można dostrzec, położone na Ukrainie, szczyty Bieszczadów Wschodnich, Połoninę Równą, Ostrą Horę a nawet dalekie szczyty Gorganów. Na Tarnicę można dotrzeć przez widokowe połoniny Szerokiego Wierchu z Ustrzyk Górnych, idąc czerwonym Głównym Szlakiem Beskidzkim, który rozpoczyna się w Ustroniu w Beskidzie Śląskim a kończy się na pobliskim Rozsypańcu. My wybraliśmy krótszą, ale bardziej stromą wersję wspinaczki na Tarnicę – niebieskim szlakiem z Wołosatego.
Tarnica nie była pierwszym szczytem bieszczadzkim zdobytym przez Adasia. W czerwcu 2007 roku wdrapaliśmy się wspólnie na przedwierzchołek Bukowego Berda. Adaś kończył wtedy pół roku. Był to zarazem pierwszy szczyt górski zdobyty przez Adasia. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że za kilka miesięcy będziemy mogli bezpiecznie poruszać się po Alpach i Tatrach. Na podstawie lektury „specjalistycznych” czasopism dla rodziców wykluczaliśmy taką ewentualność. Na szczycie odszukaliśmy butelkę wina, którą przechowujemy w skalnej szczelinie z roku na rok od czasu naszego ślubu w Mucznym. Celem wyprawy w czerwcu 2008 roku było odszukanie kolejnej już butelki, ale również próba dotarcia na Tarnicę przez Bukowe Berdo i Krzemień. Niestety silny wiatr pokrzyżował nasze plany, chociaż wino przetrwało rok w bardzo dobrej kondycji.
Na Tarnicę wyruszyliśmy w gorący, słoneczny dzień. Dlatego od samego początku trzeba było używać przeciwsłonecznego daszka, w który wyposażone są nosidełka Adasia. Minęliśmy stare cerkwisko w Wołosatym i staraliśmy się jak najszybciej przejść rozległe polany nieopodal wsi. Zwykle pasą się na nich hucuły z pobliskiej stadniny. Tym razem koni jednak nie było i jedyną rozrywką dla Adasia były kałuże rozlewających się potoczków i żyjące w nich żaby. Z Wołosatego podążała za nami grupka dzieci, więc Adaś dodatkowo dopytywał się stale, gdzie są dzieci i czy już nas doganiają. W połowie drogi na szczyt możemy przyjemnie odpocząć w drewnianej wiacie, znajdującej się jeszcze przed wejściem na połoniny. Adaś zjadł z apetytem drugie śniadanie – dzieci zazwyczaj znacznie lepiej jedzą, będąc stale na świeżym powietrzu. Dochodziliśmy do granicy lasu – zaczynały się połoniny. Mogliśmy podziwiać piękne bieszczadzkie widoki, ale niestety pojawił się też wiatr. Adaś okropnie nie lubi wiatru, więc musieliśmy znacznie przyśpieszyć tempo wejścia na szczyt, do tego stopnia, że Paweł dosłownie wbiegł z Adasiem na szczyt, co bardzo podobało się Maluchowi. Udało nam się nawet skrócić opisywany czas przejścia o 15 minut!! Adaś był zachwycony Tarnicą – na szczycie znajduje się całe mnóstwo kamieni, które można przenosić, rzucać w przepaście, budować wieże, no i oczywiście zabrać ze sobą w nosidełka. W drodze powrotnej Adaś zasnął i spokojnie pokonaliśmy większą część trasy w dół. Dzieci, które budzą się w nosidełkach lub w samochodzie i widzą wokół siebie oboje rodziców i zmieniające się otoczenie, wcale nie są nerwowe, lecz wręcz przeciwnie, witają świat z uśmiechem i ciekawością. Adaś marudny jest czasami po długim śnie w domu, ale rzadko w podróży. W Wołosatym byliśmy wczesnym popołudniem i wyruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Lackowej. Zanim dotarliśmy do kolejnej góry przenocowaliśmy niedaleko Krępnej nad sztucznym jeziorem, w przyjemnym ośrodku, który prowadzi górski łazik – zdobywca Mont Blanc i Elbrusa. W okolicy rozciągały się dziewicze lasy Magurskiego Parku Narodowego – jednego z najmłodszych w Polsce. Gorąco polecamy.